Czy trudno jest być miłym?

Czy trudno jest być miłym?

Zaskakująca prawda o tym, jak trudno jest być miłym.

6 min ·

Czy to, by być miłym, jest trudniejsze, niż może się wydawać?

Chodziłam do dobrej szkoły, mieszkałam w ładnej okolicy i w miłym, wygodnym domu. Moje życie było bezpieczne i szczęśliwe. Kiedy miałam dziesięć lat, zaczęłam śpiewać w lokalnym, anglikańskim kościele – nie dlatego, że odczuwałam potrzebę, by chodzić do kościoła, lecz dlatego, że mi za to płacono.

Jako nastolatka zmieniłam wyznanie z anglikańskiego na baptystyczne, ponieważ tam mogłam chodzić do klubu młodzieżowego, gdzie można było grać w rzutki i tenisa stołowego, a także serwowano smaczne przekąski. Tutaj słuchaliśmy także o życiu Jezusa i o tym, że umarł, by zbawić mnie od moich grzechów.

Byłam niemiła względem mojej matki

Coś zauważyłam. Nie byłam zbyt miła względem mojej matki.

Tak właściwie nie byłam pewna, czy mam jakieś grzechy. Nie kradłam, nie oszukiwałam, nie kłamałam. Odrabiałam sumiennie lekcje. Byłam miła względem ludzi. Lubiłam myśleć o tym, że Jezus jest moim łącznikiem z Bogiem i nie potrzebuje pastora jako pośrednika. Zaczęłam więc rozmawiać z Jezusem o małych rzeczach, kiedy się bałam, byłam zagubiona, zdenerwowana lub poirytowana.

I wtedy coś zauważyłam.

Nie byłam miła względem mojej matki.

Gdy mama mnie o cos prosiła, ignorowałam ją. Kiedy mnie upominała, odpowiadałam niegrzecznie, dodając jakiś sarkastyczny komentarz. Jednak, kiedy zaczęłam rozmawiać z Jezusem i czytać to, co powiedział w Nowym Testamencie: „Albowiem na podstawie słów twoich będziesz usprawiedliwiony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony.” (Ewangelia Mateusza 12,37) zrozumiałam, że ma to znaczenie, w jaki sposób odzywam się do mojej mamy w domu, czy w kuchni!  Wcześniej tego nie wiedziałam. „W porządku” – powiedziałam do samej siebie – „Skończę z tym”.

Próbowałam być dobra

Eksperyment zaczął się dobrze. Byłam pełna ufności i miałam cel. Gdybym tylko potrafiła przeżyć dzień bez niemiłych odzywek do mamy … jeden dzień, to chyba nie może być aż tak trudne? Nie pomyślałam nawet o tym, by modlić się o pomoc – myślałam, że przez ten jeden dzień łatwo sobie poradzą. Wzięłam się za to wyzwanie, jak za skomplikowaną lekcję matematyki: próbuj ciągle, a w końcu się uda.

Dzień minął dobrze: byłam zadowolona z samej siebie. Pod wieczór zrobiłam sobie filiżankę ciepłej herbaty, wzięłam książkę do ręki i zaczęłam iść schodami na górę. Akurat wtedy mama zawołała z kuchni, czy mogłabym zająć się zmywaniem naczyń. Ale przecież już posprzątałam ze stołu; czego jeszcze ona ode mnie chce? To było takie irytujące.

Pobiegłam schodami na górę do mojego pokoju, usiadłam na podłodze i płakałam.

Akurat wtedy, gdy pomyślałam, że mi się udało, z moich ust wyszły słowa – sarkastyczne uwagi, które po prostu wypłynęły z leniwej i egoistycznej dziewczyny, jaką nadal byłam. Kiedy spojrzałam na twarz mamy, to wyglądała tak, jakbym ją uderzyła. Pobiegłam schodami na górę do mojego pokoju, usiadłam na podłodze i płakałam.

Byłam zła na siebie. Ta „miła osoba” okazała się po prostu być tą, która wiedziała, jak zachować się przy innych, ale nie w swoim domu. Byłam leniwa i samolubna i moje dobre intencje nie mogły zmienić podstawowego faktu, że nie potrafię ani przez jeden dzień być posłuszna temu jednemu wersetowi ze Słowa Bożego. Czułam się jak Szymon Piotr, kiedy Jezus powiedział mu, że się Go trzy razy zaprze. Piotr był pewny siebie, że potrafi „oddać życie” za Jezusa, by chwilę później, w momencie pokuszenia powiedzieć, że nie zna Jezusa, zaprzeć się Go.

Pomoc z nieba

To nie funkcjonowało w moim życiu. Czy Jezus rzeczywiście martwił się tym, że jestem leniwa i egoistyczna? Jeżeli robiłam, co w mojej mocy, by być miłą, czy to nie wystarczyło? „A Pan, obróciwszy się, spojrzał na Piotra; i przypomniał sobie Piotr słowo Pana, jak do niego rzekł: Zanim kur dziś zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz.” (Ewangelia Łukasza 22,61) Czułam, że Jezus patrzył głęboko w moją duszę. Nie mogłam Go oszukać moimi wysiłkami. Musiałam przyznać, że potrzebuję pomocy. Pomocy z powodu ciężaru egoistycznej natury, która dyktowała mi, jak mam się zachować. Zdałam sobie sprawę, że po prostu „porządny wysiłek” w to, by być miłym, nie wystarczy.

Bóg czeka i chętnie chce dać mi pełnię mocy, by naśladować Jego praw i wstępować w ślady Jezusa.

W Biblii jest napisane, że mamy „umartwić” naszą naturę, która objawia się przez zazdrość, gniew, złość i niemiłe słowa. Oznacza to, że mamy nienawidzić takich reakcji i modlić się do Boga o pomoc, by zaprzeć się i odrzucić wszelkie złe myśli  i nie reagować według naszych uczuć. W zamian być chętnym, by przyodziać się „w nowego człowieka, który się odnawia ustawicznie ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył” (List do Kolosan 3,5 i 10) A więc możemy być nowymi ludźmi, którzy nie upadają w pokuszeniach. Taka jest prawda, chociaż jest to stopniowy proces. Jednak z czasem coraz mniej upadamy w chwilach pokuszenia.

Tego dnia ukorzyłam się i prosiłam Jezusa, by wszedł do mojego serca i pomógł mi być całkowicie nową osobą. Czyniąc to, zdałam sobie sprawę, że Bóg czeka i chętnie chce dać mi pełnię mocy, by naśladować Jego praw i wstępować w ślady Jezusa – tym razem z pomocą Ducha Świętego, a nie tylko moim własnym wysiłkiem. Teraz już nie jestem nastolatką, która siedzi na podłodze w swoim pokoju i płacze, lecz chrześcijanką w średnim wieku, która nauczyła się, że potrzebuje Boga. Potrzebuję Jego mocy i łaski, której brakowało w moim życiu, a On chętnie mi daje swoją moc i łaskę, by żyć nowym życiem, wolnym od brzemienia grzechu.

Wersety Biblijne zaczerpnięte z Biblii Warszawskiej, chyba że zaznaczono inaczej. Copyright © Towarzystwo Biblijne w Polsce 1975. Wszelkie prawa zastrzeżone.