Wybrałam, by wierzyć: Czas wprowadzić wiarę w czyn!

Wybrałam, by wierzyć: Czas wprowadzić wiarę w czyn!

Część 3: To nie był czas na to, by grać ofiarę i coraz bardziej tonąć w trudnościach.

5 min ·

Jest to trzecia i ostatnia część świadectwa Rachel. Kliknij tutaj, by przeczytać pierwszą część lub tutaj, by przeczytać drugą.

„Lecz gdy Dawid spostrzegł, że jego słudzy szepcą między sobą, domyślił się więc, że dziecię nie żyje (…) Wtedy Dawid podniósł się z ziemi, umył się, namaścił, zmienił swoje szaty i poszedł do świątyni Pana, aby Mu oddać pokłon. Potem powrócił do swojego domu, poprosił o posiłek, a gdy mu go podano, spożył go. Wtedy rzekli do niego jego słudzy: (…) Dopóki dziecię żyło, pościłeś i płakałeś, a gdy dziecię zmarło, podniosłeś się i spożyłeś posiłek.” (II Księga Samuela 12,19-21)

Ten werset mocno mnie poruszył. Był czas na modlitwy i smutek. Kiedy jednak zrozumieliśmy, że Sebastian jest chory i tak pozostanie aż do momentu, gdy Bóg zdecyduje inaczej, nastał czas, by się podnieść i umyć. Czas, by przestać życzyć sobie czegoś, czego nie ma i zaakceptować to, co jest. Miałam swoje plany, jednak Boża wola względem nas jest taka, by się rozwijać i wzrastać nawet w środku doświadczeń i prób. To nie był czas, by grać ofiarę i coraz bardziej tonąć w trudnościach.

Odnalezienie wolności

Nasze życie drastycznie się zmieniło. Miałam nadzieję wrócić do pracy, dokończyć studia i w zasadzie nie mogłam się tego doczekać. Jednak, kiedy nasz syn zachorował, okazało się to niemożliwe i moje życie w pewien sposób „stanęło” w miejscu. Mimo to, byłam pewna, że Bóg wszystkim kieruje. Jeśli więc On przyzwolił na to, muszę to przyjąć, „wziąć byka za rogi” i iść dalej naprzód. Nadszedł czas, by zmierzyć się z tą trudną sytuacją. Bóg nie chce, bym wiecznie lamentowała, płakała i użalała się nad swoim losem.

(Dalsza część artykułu po tym nagraniu video.)

W rzeczywistości, gdy pogodziłam się z moją sytuacją i pojednałam z Bogiem, znalazłam w niej dużo wolności.

Nie mieliśmy żadnych odpowiedzi od specjalistów, więc Bóg dał mi zadanie, by walczyć o życie Sebastiana i stać się jego lekarzem – i tak zrobiłam. Spędziłam mnóstwo godzin na szukaniu, badaniu, testowaniu i w zasadzie, metodą prób i błędów zaczęliśmy wkraczać na drogę znalezienia tego, co zaczynało mu pomagać. Chciałabym zaznaczyć, że był to nie tylko punkt zwrotny, jeśli chodzi o pytania i odpowiedzi dotyczące choroby, jakie sobie stawialiśmy, ale również ratunek dla mojego zdrowia psychicznego. Bóg mnie znał i nie pozwolił mi siedzieć bezczynnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że uwielbiam przeprowadzać badania i testy!

Znaleźliśmy lekarza poza naszym stanem, który specjalizował się w chorobach podobnych do Sebastiana i próbował je diagnozować i leczyć. Sebastian był najmłodszym pacjentem, który został poddany badaniom. Wszelkie postępy i pozytywne wyniki terapii, jakich doświadczyliśmy, przyszły dzięki temu leczeniu. To, że go przyjęli na badania, samo w sobie było cudem. Udało się, lecz proces leczenia był niezwykle trudny, powolny i bardzo ostrożny. Klinika ta nie przyjęła już więcej niemowląt, chociaż lista oczekujących była długa. Widzimy więc, że Bóg miał w tym swój udział!

Boża nieskończona mądrość

Z pewnością nie zaczęłabym tak dogłębnie studiować i zajmować się chorobą Sebastiana, gdybym była zajęta narzekaniem i ciągle pragnęła czegoś innego. Przekazałam tę sprawę Bogu, jednak nie w taki sposób, „oj, ja biedna, cóż mam począć”. Oddałam to Bogu i wstałam, gotowa do działania.

Pytanie „Dlaczego?” jest otchłanią bez dna. Sprawia, że tkwimy w miejscu, ponieważ nie pozwala nam to wzrastać ani nie daje miejsca Bogu. Nie mogłam doświadczyć nieskończonej Bożej mądrości, zanim nie pozbyłam się własnych mniemań. Wtedy Jego droga stała się dla mnie jasna i zaczęłam dostrzegać to, czego nie byłabym w stanie zobaczyć ani uczynić we własnej sile.

Obecnie kontynuujemy leczenie i uczymy się nowego, normalnego życia. Sebastian nadal ma dobre i złe dni, jednak z czasem przybywa więcej tych dobrych. Jest naszym najbardziej chorym dzieckiem, a jednocześnie niezwykle żywym, pogodnym i towarzyskim. Nadal kilka razy w miesiącu poddawany jest leczeniu i tak będzie jeszcze przez wiele lat. Jestem wdzięczna za Bożą mądrość, za to, że On ma plan względem nas i że nasze życie jest całkowicie w Jego rękach. Nigdy nie musimy czuć się obciążeni czy przygnębieni, lecz możemy cieszyć się i radować w Nim i w Jego miłości do nas.

To jest trzecia i ostatnia część świadectwa Rachel. Kliknij tutaj, by przeczytać pierwszą część lub tutaj, by przeczytać drugą.

Wersety Biblijne zaczerpnięte z Biblii Warszawskiej, chyba że zaznaczono inaczej. Copyright © Towarzystwo Biblijne w Polsce 1975. Wszelkie prawa zastrzeżone.